Doskonale pamiętam ten dzień. Było słoneczne, czerwcowe popołudnie, żar lał się z nieba. Tata włączył w samochodzie klimatyzację, gdy jechaliśmy dość szybko Mostem Brooklyńskim. Obserwowałam przez okno widoki, a mama włączyła radio. Z głośników dobiegały ostatnie nuty "Billie Jean" Michaela Jacksona, kiedy skręciliśmy w Atlantic Avenue. Potem wszystko stało się tak szybko, że obrazy przemykały mi przed oczami, jak kilkukrotnie przyspieszony film. Zdążyłam zauważyć granatowe bmw, nadjeżdżające z naprzeciwka, przerażenie na twarzy taty i gwałtowny ruch kierownicy. Auto uderzyło w nas z ogromną siłą, zupełnie znienacka, tak że tylko mama zdołała wydać z siebie stłumiony krzyk. Następne wspomnienia są rozmyte: otwieram oczy i nie widzę nic, prócz bieli. Lekarze informują mnie, że rodzice nie żyją, ale dziadkowie są w poczekalni i się mną zajmą. Oprócz jednego złamanego żebra i kilku siniaków nic mi nie jest. Babcia płacze przy moim łóżku. Wciąż nie dociera do mnie, co się stało.
Kiedy w końcu wyszłam ze szpitala, byłam zupełnie otumaniona. Przez kilka pierwszych dni praktycznie siedziałam w pokoju i płakałam, a kiedy łzy nie chciały już płynąć, po prostu leżałam zwinięta w kłębek na łóżku. Wiedziałam, że wypadek nie był moją winą, ale nie mogłam zrozumieć, dlaczego rodzice nie żyją, a ja mam tylko jedno, pieprzone złamanie. Babcia kilka razy dziennie przynosiła mi tacę z jedzeniem, ale nie mogłam nic przełknąć. Nie zmuszała mnie do rozmów, była wyrozumiała. Byłam jej za to wdzięczna, bo wiedziałam, ile ją to kosztuje. Z pokoju wyszłam dopiero po dwóch tygodniach. Tamtego dnia stwierdziłam, że muszę się przejść, zaczerpnąć świeżego powietrza. Mimo to, działałam jak w amoku, kompletnie nie zwracałam uwagi na to, co się wokół mnie dzieje. Jednak spacer trochę mnie orzeźwił, więc zaczęłam wychodzić codziennie, na wiele godzin. Babcia i dziadek nie wiedzieli, jak do mnie dotrzeć ani jak mi pomóc, ale nie przejmowałam się nimi.
Któregoś razu, gdy szłam przez Prospect Park, wpadłam z impetem na jakąś dziewczynę. Nie zauważyłam jej, bo łzy zamazywały mi drogę. Krzyknęła zaskoczona, gdy siła uderzenia przewróciła ją na ziemię.
- Hej! Nie widzisz, jak leziesz? - warknęła, podnosząc się ze ścieżki.
Miała długie kasztanowe włosy, splecione w warkocz i bystre zielone oczy. Była ode mnie wyższa o jakieś dziesięć centymetrów i bardzo ładna, mimo gniewnego grymasu na twarzy.
- Bardzo cię przepraszam - odpowiedziałam, wycierając ukradkiem oczy.
Nieznajoma zauważyła jednak w jakim jestem stanie, bo natychmiast złagodniała.
- W sumie nic takiego się nie stało. Będę żyła - uśmiechnęła się. - A ty? - zapytała ze szczerą troską w głosie.
- To nic takiego - odparłam szybko.
Rudowłosa zacisnęła usta w wąską kreskę. Przez sekundę widziałam w jej oczach cień zawahania, ale potem powiedziała pewnym głosem:
- Jestem Diane.
- Melanie.
- Nie wiem jak ty, ale ja mam wielką ochotę na mrożoną kawę. Piszesz się?
Mimo że byłam zaskoczona jej inicjatywą, nie miałam powodu, by odmówić. Przez te dwie minuty odciągnęła moją uwagę od wypadku skuteczniej, niż cokolwiek innego przez prawie trzy tygodnie. Stwierdziłam, że mogę dać temu szansę, bo i tak nie mam już nic do stracenia.
- Czemu nie - wzruszyłam ramionami.
Diane okazała się bardzo sympatyczna, otwarta, wesoła i bezpośrednia. Szybko znalazłyśmy wspólny język, a po dwóch miesiącach byłyśmy już niemal nierozłączne. Spędzałyśmy razem mnóstwo czasu, poznała mnie też ze swoimi przyjaciółmi, Markiem i Leonem. Pierwszy z nich był pyskatym, zuchwałym blondynem, który nie stronił od alkoholu, a często i od kokainy. Leon z kolei miał proste, ciemne włosy i przenikliwe brązowe oczy, a na jego ustach błąkał się zwykle tajemniczy uśmiech. Diane od razu mnie przed nim ostrzegła, że jest tym typem chłopaka, który "bzyka wszystko, co się rusza". Jednak Leon nigdy nie próbował mnie poderwać, nie licząc częstych erotycznych żartów. Za to niewiele czasu mu zabrało, by zostać moim najlepszym przyjacielem.
Praktycznie przez całe lato wychodziliśmy całą paczką na jakieś imprezy lub po prostu szwendaliśmy się po okolicy. Często spotykałam się z samą Diane lub Leonem, jednak nigdy nie nawiązałam bliższej relacji z Markiem. Uważałam, że jest trochę dziwny, a gdy ćpał, przerażał mnie. Rozmawiałam z przyjaciółmi o jego problemie, jednak oni go ignorowali, twierdząc, że nie dzieje się nic złego i za jakiś czas mu się to znudzi.
Bardzo dużo piliśmy. Każda impreza wiązała się z wielkim kacem nazajutrz. Czasem byłam w takim stanie, że nie wracałam na noc do domu, nie chcąc robić dziadkom przykrości. Niestety wtedy martwili się jeszcze bardziej, a ja nie potrafiłam ich zapewnić, że nie dzieje się nic złego, bo sama już tego nie wiedziałam. Alkohol pomagał mi złagodzić ból po stracie rodziców, tak sobie przynajmniej wmawiałam. Przyjaciół traktowałam podczas imprez z rezerwą, jak gdyby toczyły się one w równoległej rzeczywistości, w której nie istnieje nic, oprócz mnie i butelek z trunkami. Diane i Leon, widząc co się ze mną dzieje, zaczynali mnie hamować. Wiedzieli, dlaczego się tak zachowuję, ale nie pozwolili mi nigdy przekroczyć granicy. Cieszyłam się, że ich mam, chociaż babcia i dziadek średnio za nimi przepadali. Na początku byli zadowoleni, że z kimś wychodzę, mam przyjaciół, powoli staję na nogi, jednak później odkryli, że to nie jest takie towarzystwo, jakiego by sobie dla mnie życzyli. Siadałam z nimi czasem do kolacji lub oglądałam telewizję, by mogli zobaczyć, że wcale się tak bardzo nie zmieniłam, a nowi ludzie źle na mnie nie wpłynęli. W końcu taka była prawda, wina leżała tylko i wyłącznie po mojej stronie. Uspokajali się wtedy i znów wierzyli, że może być tak, jak dawniej.
- Zobaczysz, jeszcze wszystko się ułoży. Czeka cię szczęśliwa przyszłość, jestem tego pewien - mawiał często dziadek.
Przyszłość. Od czasu wypadku tak często słyszałam to słowo, że niemal zapominałam, co oznacza. Mimo to, nigdy nie zastanawiałam się nad swoją przyszłością. Odsuwałam się od każdej myśli o niej, budowałam mur, który mnie od niej oddzielał. Nie chciałam podejmować żadnych życiowych decyzji wiedząc, że rodzice nie mają już takiej możliwości. Mimo wypadów z przyjaciółmi często załamywałam się wieczorami, ale każdego ranka wstawałam odrobinę silniejsza.
Gdy wychodziłam z domu, widziałam smutek i ból wymalowany na twarzy babci, która nigdy nie wiedziała czego się spodziewać. Za każdym razem obiecywałam sobie, że tym razem jej nie zranię, ale nie zawsze się to udawało. Dlatego czułam potworne wyrzuty sumienia z powodu tego, jak ich traktuję, kiedy tylko zamykałam frontowe drzwi i niemal biegłam w kierunku willi Diane. Jutro będzie inaczej, mówiłam sobie. Jutro się zmienię.
Jutro. To daleka przyszłość.
Kiedy w końcu wyszłam ze szpitala, byłam zupełnie otumaniona. Przez kilka pierwszych dni praktycznie siedziałam w pokoju i płakałam, a kiedy łzy nie chciały już płynąć, po prostu leżałam zwinięta w kłębek na łóżku. Wiedziałam, że wypadek nie był moją winą, ale nie mogłam zrozumieć, dlaczego rodzice nie żyją, a ja mam tylko jedno, pieprzone złamanie. Babcia kilka razy dziennie przynosiła mi tacę z jedzeniem, ale nie mogłam nic przełknąć. Nie zmuszała mnie do rozmów, była wyrozumiała. Byłam jej za to wdzięczna, bo wiedziałam, ile ją to kosztuje. Z pokoju wyszłam dopiero po dwóch tygodniach. Tamtego dnia stwierdziłam, że muszę się przejść, zaczerpnąć świeżego powietrza. Mimo to, działałam jak w amoku, kompletnie nie zwracałam uwagi na to, co się wokół mnie dzieje. Jednak spacer trochę mnie orzeźwił, więc zaczęłam wychodzić codziennie, na wiele godzin. Babcia i dziadek nie wiedzieli, jak do mnie dotrzeć ani jak mi pomóc, ale nie przejmowałam się nimi.
Któregoś razu, gdy szłam przez Prospect Park, wpadłam z impetem na jakąś dziewczynę. Nie zauważyłam jej, bo łzy zamazywały mi drogę. Krzyknęła zaskoczona, gdy siła uderzenia przewróciła ją na ziemię.
- Hej! Nie widzisz, jak leziesz? - warknęła, podnosząc się ze ścieżki.
Miała długie kasztanowe włosy, splecione w warkocz i bystre zielone oczy. Była ode mnie wyższa o jakieś dziesięć centymetrów i bardzo ładna, mimo gniewnego grymasu na twarzy.
- Bardzo cię przepraszam - odpowiedziałam, wycierając ukradkiem oczy.
Nieznajoma zauważyła jednak w jakim jestem stanie, bo natychmiast złagodniała.
- W sumie nic takiego się nie stało. Będę żyła - uśmiechnęła się. - A ty? - zapytała ze szczerą troską w głosie.
- To nic takiego - odparłam szybko.
Rudowłosa zacisnęła usta w wąską kreskę. Przez sekundę widziałam w jej oczach cień zawahania, ale potem powiedziała pewnym głosem:
- Jestem Diane.
- Melanie.
- Nie wiem jak ty, ale ja mam wielką ochotę na mrożoną kawę. Piszesz się?
Mimo że byłam zaskoczona jej inicjatywą, nie miałam powodu, by odmówić. Przez te dwie minuty odciągnęła moją uwagę od wypadku skuteczniej, niż cokolwiek innego przez prawie trzy tygodnie. Stwierdziłam, że mogę dać temu szansę, bo i tak nie mam już nic do stracenia.
- Czemu nie - wzruszyłam ramionami.
***
Praktycznie przez całe lato wychodziliśmy całą paczką na jakieś imprezy lub po prostu szwendaliśmy się po okolicy. Często spotykałam się z samą Diane lub Leonem, jednak nigdy nie nawiązałam bliższej relacji z Markiem. Uważałam, że jest trochę dziwny, a gdy ćpał, przerażał mnie. Rozmawiałam z przyjaciółmi o jego problemie, jednak oni go ignorowali, twierdząc, że nie dzieje się nic złego i za jakiś czas mu się to znudzi.
Bardzo dużo piliśmy. Każda impreza wiązała się z wielkim kacem nazajutrz. Czasem byłam w takim stanie, że nie wracałam na noc do domu, nie chcąc robić dziadkom przykrości. Niestety wtedy martwili się jeszcze bardziej, a ja nie potrafiłam ich zapewnić, że nie dzieje się nic złego, bo sama już tego nie wiedziałam. Alkohol pomagał mi złagodzić ból po stracie rodziców, tak sobie przynajmniej wmawiałam. Przyjaciół traktowałam podczas imprez z rezerwą, jak gdyby toczyły się one w równoległej rzeczywistości, w której nie istnieje nic, oprócz mnie i butelek z trunkami. Diane i Leon, widząc co się ze mną dzieje, zaczynali mnie hamować. Wiedzieli, dlaczego się tak zachowuję, ale nie pozwolili mi nigdy przekroczyć granicy. Cieszyłam się, że ich mam, chociaż babcia i dziadek średnio za nimi przepadali. Na początku byli zadowoleni, że z kimś wychodzę, mam przyjaciół, powoli staję na nogi, jednak później odkryli, że to nie jest takie towarzystwo, jakiego by sobie dla mnie życzyli. Siadałam z nimi czasem do kolacji lub oglądałam telewizję, by mogli zobaczyć, że wcale się tak bardzo nie zmieniłam, a nowi ludzie źle na mnie nie wpłynęli. W końcu taka była prawda, wina leżała tylko i wyłącznie po mojej stronie. Uspokajali się wtedy i znów wierzyli, że może być tak, jak dawniej.
- Zobaczysz, jeszcze wszystko się ułoży. Czeka cię szczęśliwa przyszłość, jestem tego pewien - mawiał często dziadek.
Przyszłość. Od czasu wypadku tak często słyszałam to słowo, że niemal zapominałam, co oznacza. Mimo to, nigdy nie zastanawiałam się nad swoją przyszłością. Odsuwałam się od każdej myśli o niej, budowałam mur, który mnie od niej oddzielał. Nie chciałam podejmować żadnych życiowych decyzji wiedząc, że rodzice nie mają już takiej możliwości. Mimo wypadów z przyjaciółmi często załamywałam się wieczorami, ale każdego ranka wstawałam odrobinę silniejsza.
Gdy wychodziłam z domu, widziałam smutek i ból wymalowany na twarzy babci, która nigdy nie wiedziała czego się spodziewać. Za każdym razem obiecywałam sobie, że tym razem jej nie zranię, ale nie zawsze się to udawało. Dlatego czułam potworne wyrzuty sumienia z powodu tego, jak ich traktuję, kiedy tylko zamykałam frontowe drzwi i niemal biegłam w kierunku willi Diane. Jutro będzie inaczej, mówiłam sobie. Jutro się zmienię.
Jutro. To daleka przyszłość.
_______________________________________________________________________________________
Odnaleźliście właśnie opanowany przeze mnie skrawek internetu. Przed wami prolog mojego opowiadania, który jest dość krótki, owszem, ale uważam, że taki właśnie powinien być. Na barwne opisy bohaterów i sytuacji jeszcze przyjdzie czas, tutaj chciałam skupić waszą uwagę na kontekście historii i delikatnie was wprowadzić w świat Melanie. Dajcie mi znać, co sądzicie w komentarzach.
Pozdrawiam was ciepło i do zobaczenia! xx
P.S. Długo się wahałam, czy dodać zakładkę 'bohaterowie', ale jednak zrezygnowałam. Chcę, żeby każdy sam wykreował sobie wizerunek poszczególnych postaci, bo to niezwykle przyjemna część lektury. No, może poza Melanie. Nie mogłam się oprzeć :)
Witam!
OdpowiedzUsuńZostawiłaś u mnie notkę o swoim blogu, a opis mnie zaciekawił, więc zajrzałam. ;)
Powiem szczerze, że prolog naprawdę spoko. Szybciutko i przyjemnie się go czyta i za to duży plus. ;)
Zaintrygowała mnie postać głównej bohaterki. Wydaje mi się naprawdę ciekawą postacią i mam nadzieję, że fajnie ukażesz jej charakter w kolejnych rozdziałach. :) W ogóle myślę, że całe opowiadanie z upływem czasu będzie się fajnie rozwijać i będzie się bardzo przyjemnie czytało.
Jedyne do czego mogę się przyczepić to kilka błędów interpunkcyjnych i jeszcze gdzieś był błąd w zapisie dialogów.
"Szwędać się" jest nieprawidłowo, powinno być "szwendać".
"Nie chciałam podejmować żadnych życiowych decyzji [przecinek] wiedząc, że rodzice nie mają już takiej możliwości."
" - (...) Będę żyła [kropka] - [Uśmiechnęła wielką literą] uśmiechnęła się."
" - Czemu nie [kropka] - [Wzruszyłam wielką literą] wzruszyłam ramionami. "
Tutaj podaję ci link do poradnika, z którego czasami sama korzystam, gdy nie jestem czegoś pewna. ;)
http://www.jezykowedylematy.pl/2011/09/jak-pisac-dialogi-praktyczne-porady/
Przepraszam Cię, że już w prologu wytykam takie rzeczy, ale myślę, że może to być pomocne. ;)
Podsumowując, prolog jest naprawdę fajnie napisany i myślę, że będę czytać to opowiadanie. :)
Jeśli byś mogła, to prosiłabym, żebyś informowała mnie o nowych rozdziałach na moim blogu. ;)
Pozdrawiam!
Dziękuję ci bardzo za komentarz! Wszystkie błędy już poprawiłam i postaram się ich unikać w kolejnych rozdziałach, z pewnością korzystając z podesłanego poradnika w razie wątpliwości. Oczywiście będę cię informować na bieżąco :)
UsuńCóż mogę powiedzieć...
OdpowiedzUsuńMoże tu wrócę, ale póki co nie mam zamiaru czytać tego opowiadania. Przykro mi, ale prosiłam, aby czytać reguły "spamu".
Pozdrawiam :)
Heyo!
OdpowiedzUsuńZaciekawilas mnie opisem, który zostawilas u mnie w zakładce, dlatego z ogromną werwą zaczęłam czytać prolog. Powiem szczerze, liczyłam, że ta część opowiadania, to wprowadzenie, będzie bardzo dobre.
Nie zawiodłam się.
Bardzo ładnie piszesz ^^ Wydajesz się mieć już wypracowany język, jakim piszesz, oraz formę, która podoba Ci się najbardziej. Prolog dosłownie mi przeleciał, tak szybko się go czytało. Zauważyłam kilka błędów, ale nie takich, które razilyby w oczy.
Ogólnie historia wydaje się ciekawa. Co ja plote, ona już teraz mnie zachwyciła. Masz lekkie pióro, a i postacie nie są papierowe. Jak nas jeszcze bardziej wprowadzisz, to myślę, że będzie można wręcz poczuć bohatera.
Mogłabyś mnie informować o nowych rozdziałach? Bardzo Cię o to proszę.
Pozdrawiam i weny życzę!
CanisPL
Jestem!
OdpowiedzUsuńInformuj mnie o kolejnych rozdziałach.
Pozdrawiam. ;)
Ciekawa nazwa oraz adres bloga. Zachęcają do czytania.
OdpowiedzUsuńWow. W prawdziwym świecie rzadko kiedy zdarza się, że nieznajomych interesuje to, co się dzieje z innymi, a potem jeszcze idą na mrożoną kawę (zrobiłaś mi teraz smaka na kawę, dzięki).
Co do śmierci rodziców: ale jej współczuję. Nie wyobrażam sobie, żebym straciła moich. Reakcja Melanie, jak dla mnie, nie jest przesadzona. To musiało być dla niej ciężkie. No, z wyjątkiem alkoholu, chociaż nie potępiam jej. Każdy ma różne sposoby na radzenie sobie ze smutkiem.
Prolog ciekawy. Dobrze piszesz. Szczególnie zaciekawiła mnie końcówka. Ogólnie nie przepadam za obyczajówkami, ale tutaj jeszcze zajrzę, głównie z ciekawości tego, co będzie dalej.
Krótkością prologu nie przejmuj się, nie liczy się ilość, lecz jakość :)
Zapraszam do mnie: http://smiertelny-wyscig.blogspot.com/
Hej :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak późno przybyłam z komentarzem. Prolog jest fajny, ale akcja zdecydowanie dzieje zbyt szybko. Napisałaś już w sumie w skrócie kilka rozdziałów, w których mogłabyś poruszyć tematy przyjaciół lub ich imprez. To tylko moja opinia :3 jakby co. To z kolei zainteresowało co pojawi się w kolejnych rozdziałach.
Styl pisania bardzo mi się podoba :). Jest lekki i przyjemny ;)
Hej :) Wpadłam tutaj przez komentarz jaki zostawiłaś w spamie na moim blogu i muszę ci powiedzieć, że trochę sceptycznie podeszłam do prologu aczkolwiek jestem mile zaskoczona :) Naprawdę, bardzo ładnie opisałaś sytuację, nie jest ona zbyt skomplikowana i bardzo łatwo się odnaleźć także gratuluję! Naprawdę świetny początek! :) Dodaję do obserwowanych i czekam na rozdział pierwszy, być może wtedy już będę mogła szerzej wypowiedzieć się na temat fabuły.
OdpowiedzUsuńMiłego wieczoru, dużo chęci a przede wszystkim cierpliwości! Pozdrawiam cieplutko i trzymaj się :)
PS. Proponuję ci rozejrzeć się po szbalonarniach na blogspocie, być może jakiś cię zainteresuje a to wpływa bardzo na estetykę bloga. Może akurat coś ci się spodoba :)
Hej!
OdpowiedzUsuńJestem i dziękuję za zaproszenie.😊
Prolog jest ciekawy, zapowiada się dobre opowiadanie!
Główna bohaterka dużo przeszła..niema co do tego żadnych wątpliwości.
Szczerze szkoda mi jej dziadków, wiem że to dla niej trudne, ale nie sądzę by, odcinanie się od najbliższych wyszło komukolwiek na dobre...
Opowiadanie jest pisane lekkim piórem przez co przyjemnie się je czyta, możesz być pewna że tu wrócę. 😊
Jeszcze raz dziękuję za zaproszenie i ja także zapraszam ciebie do czytania mojego opowiadania i zachęcam do zostawienia opinii. 😊
Ps. Daj znać kiedy pierwszy rozdział.
Pozdrawiam.
Rzeczywiście prolog był dość krótki (przynajmniej dla mnie), ale zgadzam się, że taki w zupełności wystarczy. Najważniejsze, że przekazałaś w nim całkiem dużo informacji i dobrze wprowadziłaś w dalszą część historii.
OdpowiedzUsuńMotyw z wypadkiem i stratą rodziców pojawiał się na blogspocie już tyle razy, że powoli zaczynam mieć go dość. Dlatego ucieszyłam się, że jest tutaj jedynie tłem i nie wchodziłaś za bardzo w szczegóły. Gdybyś zaczęła jakoś bardziej go opisywać, to w mojej głowie z pewnością pojawiłaby się myśl: jaaaa… znowu? A tak, przebrnęłam przez to bezboleśnie ;D Bo widzę, że najważniejsze jest to, jak to wydarzenie wpłynęło na dziewczynę, jak zaczęła się zmieniać, traktować dziadków, a nie sam fakt, że taki wypadek miał miejsce. I to mi się podoba!
Ciekawa jestem jak rozwinie się jej znajomość z tą grupką. Nie wiem na razie, czy to przez nich dziewczyna zaczęła imprezować i pić, czy oni są po prostu jej towarzystwem, które nie ma większego wpływu na to, co się z nią dzieje. To przykre, że wybiera imprezowanie niż spędzanie czasu z dziadkami, którzy również cierpią po tej stracie. Ale z drugiej strony, rozumiem też to, że dziewczyna chce się wyszaleć, zapomnieć, ukoić jakoś swój ból. Dlatego ciekawa jestem, jak to się rozwinie i w którą stronę pójdzie bohaterka.
Pozdrawiam! ;)
I skromnie zapraszam też do siebie: sila-jest-we-mnie.blogspot.com