niedziela, 19 lutego 2017

Rozdział 4

- Tak, bardzo dobrze! - Ucieszył się Kyle, gdy udało mi się rozwiązać trzecie zadanie z rzędu.
- Wydaje mi się, że już to potrafię. - Uśmiechnęłam się, przygryzając ołówek.
- Ja jestem tego pewien. Możemy się zbierać - powiedział i zamknął podręcznik.
Zebrałam swoje rzeczy, ruszając za chłopakiem do wyjścia. Zerknęłam na zegarek w telefonie, było przed siedemnastą. Przez chwilę zastanawiałam się, czy opłaca mi się jeszcze jechać do Marka, ale stwierdziłam, że wolę wrócić do domu.
Wyszliśmy na zewnątrz.
- Bardzo dziękuję ci za pomoc - zwróciłam się do Kyle'a.
- To naprawdę nic takiego. Hej, odwieźć cię do domu? - zapytał, zerkając na swój samochód.
Przechyliłam głowę.
- Nie chcę ci sprawiać problemu, już i tak dużo dla mnie zrobiłeś. - Pomachałam mu książką przed nosem.
- Żaden problem, przecież mieszkamy niedaleko siebie. - Wzruszył ramionami.
- Okay.
Otworzył mi drzwi swojego chevroleta, a ja niezdarnie wgramoliłam się do środka. Zajął miejsce po stronie kierowcy i odpalił silnik.
- Często udzielasz takich korepetycji? - zapytałam.
- To zależy, najczęściej przy końcach semestrów albo przed ważniejszymi klasówkami. Chyba pierwszy raz uczyłem kogoś już we wrześniu. - zażartował bez złośliwości.
Dałam mu lekkiego kuksańca w ramię.
- Nie wszyscy mogą być tacy jak ty, panie Idealny.
Zerknął na mnie przelotnie, unosząc wysoko brwi.
- To tak o mnie myślisz? - powiedział, jakbym wcale go nie pochwaliła.
- Jeszcze nie wiem, co myśleć. - Wzruszyłam ramionami.
- W takim razie możemy pojechać na jakiś obiad, może wtedy się dowiesz.
Czy on właśnie zaproponował mi randkę? 
- To chyba nie jest najlepszy pomysł. - Zaczęłam się nerwowo bawić palcami.
- Dlaczego? Zjemy coś, posiedzimy razem, lepiej się poznamy.
- Raczej nie jestem w nastroju na randki...
Kyle spojrzał na mnie zagadkowo.
- Melanie, wyluzuj. Zaprosiłem cię tylko na obiad. Jeżeli będę miał zamiar się z tobą umówić, będziesz o tym wiedziała, wierz mi.
Och. Czyli jednak mnie nie podrywał? Poczułam jednocześnie ulgę i lekkie rozczarowanie. Dlaczego? Przecież nawet mi się nie podobał.
Zrobiłam minę niewiniątka i uśmiechnęłam się lekko.
- No dobrze, niech ci będzie.
- Świetnie.
Kilka minut później zaparkował obok niewielkiej restauracji z kuchnią hinduską o nazwie Bombay Masala. Wnętrze było bardzo klimatyczne, urządzone w stylu zgodnym z serwowanymi daniami. Na ścianach wisiało mnóstwo indyjskich ozdób, a z sufitu zwisał przepiękny kryształowy żyrandol. Zajęliśmy miejsca przy stoliku w kącie i zamówiliśmy dosa, czyli cieniutkie naleśniki nadziewane warzywami z curry. 
- Jak to się stało, że wcześniej nie zauważyłem cię w szkole? - Kyle oparł się wygodnie na krześle, czekając na danie.
- W liceum jest masa ludzi, widocznie nie rzucałam się w oczy - skłamałam.
Sama nie wiem dlaczego. 
- Przyjaźnisz się z Diane i Leonem. Czy tego chcesz, czy nie, każdy cię dostrzega.
- Śmiesz powiedzieć, że wszyscy kojarzą mnie tylko ze względu na moich popularnych znajomych? - Roześmiałam się, usilnie próbując zmienić temat.
- Oczywiście, że nie. - Uniósł uroczo kąciki ust. - Mimo to jestem pewien, że nigdy cię nie widziałem.
Westchnęłam głośno.
- Nie zauważyłeś mnie wcześniej, bo mnie tu nie było. Przeniosłam się do Boys & Girls* w tym roku.
- Och. Przeskrobałaś coś i cię wyrzucili? - zażartował, puszczając do mnie oczko.
Spuściłam wzrok, nagle czując skrępowanie.
- Nie, to nie to. Po prostu...
Kyle chyba zauważył, że to drażliwy temat, więc szybko mi przerwał:
- Melanie, spójrz na mnie. - Jego niebieskie oczy były niezwykle łagodne. - Jeśli nie chcesz o tym rozmawiać, to nie musisz. Nie chciałem, żebyś poczuła się niekomfortowo.
Wpatrywałam się w niego przez chwilę, aż w końcu wypaliłam:
- Musiałam zamieszkać u dziadków na Brooklynie, gdy moi rodzice zginęli w wypadku.
Po co mu to powiedziałam? Nie mam zielonego pojęcia. Wiem tylko, że kiedy tak na mnie patrzył, zapragnęłam się mu zwierzyć, wyznać bolesną prawdę.
Kyle, nie spuszczając ze mnie wzroku, musnął moją dłoń swoimi smukłymi palcami i szepnął:
- Tak mi przykro. Palant ze mnie, przepraszam.
Cofnęłam rękę, chrząkając.
- Nic nie szkodzi, przecież nie wiedziałeś.
- Skoro ty postanowiłaś powiedzieć coś osobistego o sobie, to ja powinienem zrobić to samo. 
Pokręciłam przecząco głową, ale on nie przerwał:
- Wiesz, mój tata ma trochę zbyt wygórowane ambicje. Jest prawnikiem i chciałby, żebym ja też daleko w życiu zaszedł. Nawet wybrał mi już college.
Uniosłam wysoko brwi.
- A ty chcesz tam studiować?
Wzruszył ramionami.
- Nie wiem czego chcę, mam dopiero osiemnaście lat.
Uśmiechnęłam się szczerze. Był taki sam, jak ja. No, może trochę mądrzejszy. I był przewodniczącym szkoły. I grał w lacrosse. No dobra, nieco się różniliśmy, ale poczułam, że w końcu ktoś naprawdę mnie rozumie.
- Mam tak samo. Każdy non stop mnie pyta, co chcę robić w życiu.
- To zdecydowanie męczące - westchnął.
- Czy lacrosse to trudna gra? - zapytałam, gdy kelnerka przyniosła nasz obiad.
- Zasady z pewnością nie są skomplikowane. - Zaśmiał się. - Jeśli chcesz, to nauczę cię grać.
Skinęłam głową, biorąc kęs dosa. Naleśniczki były przepyszne, pierwszy raz w życiu jadłam coś hinduskiego.
- Mam tylko nadzieję, że nie zrobię ci krzywdy. Moja koordynacja ruchowa jest trochę zaburzona.
- Damy sobie z tym radę - powiedział z rozbrajającym uśmiechem.

***
Wróciłam do domu około dziewiętnastej i od razu skierowałam się do swojego pokoju. Wzięłam szybki prysznic, rozmyślając o swojej nie-randce z Kyle'em. Naprawdę go polubiłam, był zabawny, szczery, sympatyczny... i przystojny. Bardzo przystojny. Zastanawiałam się, ile dziewczyn musi na niego lecieć. Gdyby chciał, zapewne mógłby mieć każdą, tak jak Leon. Jednak w przeciwieństwie do mojego przyjaciela, Kyle zdawał się nie zauważać tego, jaki jest atrakcyjny. 
"Jeżeli będę miał zamiar się z tobą umówić, będziesz o tym wiedziała, wierz mi." Co to właściwie miało znaczyć? Nie uważałam, że to dobry czas w moim życiu na randkowanie lub związek, ale...
Dosyć tego, muszę się skupić na nauce, pomyślałam. Wyszłam z pod prysznica, włożyłam piżamę i zabrałam się za lekcje. Kiedy kończyłam ostatnie zadanie z angielskiego, zabrzęczał mój telefon.
"Wpadliśmy na genialny pomysł, jeśli chodzi o jutro." Sms przysłała Diane.
"Niech zgadnę, idziemy do klubu?"
"Psujesz niespodzianki, wiesz?"
Uśmiechnęłam się do ekranu. Chociaż nie zamierzałam ruszać więcej alkoholu, stwierdziłam, że wyjście do któregoś z przyjaciół w piątkowy wieczór to i tak dobry pomysł.
Przynajmniej nie będę miała czasu na myślenie.
"Taka moja natura, ale i tak mnie kochasz" - odpisałam.
Położyłam się spać stosunkowo wcześnie, w dodatku w nocy nie męczyły mnie żadne koszmary, więc kiedy wstałam rano, czułam się wypoczęta jak nigdy. Ubrałam się w ciemne rurki i długi, siwy kardigan, a włosy pozostawiłam rozpuszczone.
- Cześć babciu, dziadek jeszcze śpi? - zapytałam, wchodząc do kuchni.
- Tak, wczoraj siedział do późna, oglądał jakiś mecz. Masz ochotę na śniadanie? - Wskazała na patelnię, na której smażył się bekon.
- Pewnie. - Uśmiechnęłam się, siadając przy stole.
Babcia nalała mi herbaty i podała talerz z jedzeniem. Od razu zabrałam się za pałaszowanie.
- Dobrze cię taką widzieć, kochanie. - Patrzyła na mnie rozpromieniona.
Westchnęłam, odkładając widelec.
- Babciu...
- Wiem, że nadal jest ci ciężko, nam wszystkim jest, ale dobrze, że zaczynasz wracać do normalności. Może w końcu przestaniesz się zadawać z tymi ludźmi.
- Słucham?! - zapytałam z niedowierzaniem.
- Dzięki nim zapominałaś o stracie rodziców, rozumiem to. Uważam jednak, że już czas się od nich odciąć. Dla twojego dobra, Melanie.
Wstałam gwałtownie od stołu i przewiesiłam torbę przez ramię.
- Tak się składa, że "ci ludzie" są moimi przyjaciółmi, czy ci się to podoba, czy nie. Byli przy mnie, kiedy ich potrzebowałam, zawsze mnie wspierali. Dlaczego nie możesz tego zrozumieć? Jesteś aż tak bardzo uprzedzona?
Wyszłam z domu, trzaskając drzwiami. Jak ona mogła coś takiego powiedzieć? Wiedziałam, że za nimi nie przepada, ale żeby sugerować mi zakończenie znajomości? Moje policzki płonęły z gniewu. Usiadłam na schodach, by nieco ochłonąć. Nie chciałam, by Leonard zobaczył mnie w takim stanie. Nie potrafiłabym go okłamać, a nie zamierzałam mówić mu, co babcia myśli na jego temat. Wzięłam kilka głębokich wdechów i rozluźniłam dłonie. Dopiero teraz zauważyłam, jak mocno je zaciskałam.
Zza rogu wyjechał znajomy jeep compass i zatrzymał się przed moim podjazdem. Wstałam ze schodów, przeczesując włosy palcami.
- Witam cię w tym nowym, pięknym dniu - powiedział Leon z sarkazmem, gdy wsiadałam do samochodu.
- Czy mi się wydaje, czy jesteś nie w sosie? - zapytałam, starając się, by mój głos brzmiał naturalnie.
Chłopak ruszył w stronę szkoły, robiąc kwaśną minę.
- Nie, no co ty. Uwielbiam klasówki z historii o ósmej rano.
- Będzie dobrze.
- Nieważne. A tobie jak poszły dodatkowe zajęcia?
- Zadziwiająco dobrze. - Zaczęłam się odprężać i zapominać o przykrych słowach babci. - Kyle potrafi świetnie uczyć.
- Znowu Johnson? - Leon uniósł brwi. - Jeszcze trochę i pomyślę, że cię prześladuje.
Parsknęłam śmiechem.
- Tak, specjalnie został po lekcjach, bo wiedział, że zasnęłam na matematyce.
- Nigdy nic nie wiadomo. - Uśmiechnął się szelmowsko, a ja znów zachichotałam.
Jak babcia mogła uważać Leona i resztę za złych ludzi? Stwierdziłam, że muszę jej pokazać, jacy są naprawdę. Szczerzy do bólu, uczciwi, zabawni, pomocni, zawsze wspierający. 
Westchnęłam głośno, obserwując zwykłe, wielkomiejskie życie, toczące się za szybą samochodu. To może nie być takie łatwe.

***

Bez problemu weszłyśmy z Diane do jednego z naszych ulubionych klubów, który mieścił się na rogu Drugiej i Siódmej. Przyjaciółka, jak zwykle przesadnie wystrojona w krótką czarną sukienkę i kabaretki, poprowadziła mnie do jednego ze stolików, gdzie czekali na nas Leon i Mark. Wiedziałam, że wypadam przy niej blado w zwykłych dżinsach i ciemnym topie, ale nie przeszkadzało mi to. Nie lubiłam znajdować się w centrum uwagi, w przeciwieństwie do Diane.
- Cześć! Jesteście gotowi na świetną zabawę? - zapytała rozpromieniona, siadając obok Marka.
Zajęłam miejsce obok Leona, uśmiechając się do niego na powitanie.
- To trochę wkurzające, że zawsze ma dobry humor - szepnął mój przyjaciel.
- Przecież właśnie dlatego ją uwielbiamy. - Wzruszyłam ramionami.
- Idę po następne piwo, co ci zamówić?
Zastanowiłam się przez chwilę.
- Mrożoną herbatę.
Leon uniósł wysoko brwi.
- Herbatę?
- Postanowiłam odciąć się na razie od alkoholu.
Nawet jeśli przyjaciel był zaskoczony, nie dał tego po sobie poznać. Wstał bez słowa i podszedł do baru. Bez zbędnego przedłużania zaczął flirtować z dziewczyną przy ladzie. Wywróciłam ze śmiechem oczami.
- Zamierzam pić i tańczyć całą noc, Mel. Jesteś ze mną, prawda? - Diane sączyła jakiegoś kolorowego drinka.
- Pewnie, będziemy tańczyć do upadłego.
Przyjaciółka uśmiechnęła się z aprobatą i pociągnęła mnie na parkiet. Dawno nie tańczyłam na trzeźwo. Nie byłam tak wyluzowana jak zwykle pod wpływem alkoholu i czułam na sobie spojrzenia innych. Nie podobało mi się to. Kiedy jeden z chłopaków tańczących niedaleko nas zaczął krzyczeć "odbijany", zeszłam szybko z parkietu.
- Twoja herbata - powiedział Leon, gdy usiadłam przy stoliku.
- Dzięki. - Wypiłam kilka łyków.
- Patrz na to. - Puścił oczko brunetce, z którą rozmawiał, a dziewczyna uśmiechnęła się figlarnie.
- Nieźle - skwitowałam, kończąc chłodny napój.
- Tylko tyle? A co z jakimś komentarzem, że jestem obleśny?
Wzruszyłam ramionami.
- Już chyba o tym wiesz.
- Wszystko z tobą w porządku? Widzę, że nie bawisz się dobrze. O co chodzi z tym alkoholem?
- Nic mi nie jest, po prostu zdecydowałam, że muszę przyhamować. Nie chcę sprawiać dziadkom więcej problemów. - Pomyślałam o wczorajszych słowach babci i o tym, jakby zareagowała na to, co dzisiaj robię. - Wiesz co, chyba wrócę do domu.
Włożyłam moją skórzaną kurtkę.
- Hej, spokojnie. Przecież nie robimy nic złego.
- Wiem, tylko... Chyba nie mam ochoty na imprezowanie. - Wstałam od stolika i uśmiechnęłam się kwaśno.
- Poczekaj, odwiozę cię.
- Dam sobie radę - zaczęłam, ale przyjaciel już prowadził mnie do wyjścia.
Wsiedliśmy do samochodu, o znajomym zapachu drewna sandałowego i perfum Leona.
- A co z tą brunetką z klubu? - Zapięłam pasy.
Chłopak odpalił silnik i wyjechał na jezdnię.
- A co ma być?
- Widziałam, że na ciebie leciała. - Uderzyłam go lekko pięścią w ramię.
- E tam. Nie ta, to inna.
Zastanowiłam się przez chwilę nad jego słowami. Skąd właściwie wziął się u niego ten sposób bycia?
- Leon?
- Tak? - Nie spuszczał oczu z drogi.
- Dlaczego taki jesteś?
- Co masz na myśli? - Zerknął na mnie z ukosa.
- Twoje podejście do dziewczyn. Czy ty... byłeś kiedyś w ogóle zakochany?
Zacisnął usta w wąską kreskę.
- Dlaczego o to pytasz?
- Nie wiem, po prostu. - Przyglądałam się mu uważnie.
- To bez znaczenia. - Zacisnął mocniej dłonie na kierownicy, aż zbielały mu kostki.
- Przepraszam, jeśli jestem wścibska, ale pamiętaj że jesteśmy przyjaciółmi - przypomniałam łagodnie. - Możesz mi powiedzieć wszystko, wiesz o tym, prawda?
Chłopak zaparkował przed moim domem i wyjął kluczyki ze stacyjki. Patrzył obojętnie przed siebie.
- Okay. Raz, w drugiej klasie. Ma na imię Jia, zdaje się, że masz z nią geografię. Szalałem za nią, byliśmy razem prawie rok.
- Co się stało?
- Przespała się z moim kumplem na imprezie. Byłym kumplem. Powiedziała mi o tym jedna z lasek, która widziała ich idących razem na górę. Jia nie próbowała kłamać, ani przepraszać. Stwierdziła tylko, że ten idiota bardzo jej się podoba, ale nie miała serca mnie rzucić. Nie chciała... Czekaj, jak ona to powiedziała? - Zmarszczył czoło. - Nie chciała zranić moich uczuć, bo wiedziała, że jestem wrażliwy. No cóż, od tamtej pory już nie jestem.
Przymknął oczy i rozmasował sobie kark.
- Och, Leon. Tak mi przykro. - Przytuliłam go mocno, a chłopak oparł brodę na moim ramieniu, ciężko wypuszczając powietrze z płuc.
Nigdy nie widziałam go w takim stanie, takiego... bezbronnego. Teraz zrozumiałam, dlaczego mój przyjaciel się tak zachowywał. Momentalnie znienawidziłam tę dziewczynę.
Leon odsunął się ode mnie.
- Dzięki, Mel. Proszę, nie patrz tak na mnie. Wszystko jest okay.
Dotknęłam jego ramienia.
- Ta Jia jest kompletną kretynką, ale pamiętaj, że to nie jedyna dziewczyna na świecie. Kiedyś znajdziesz taką, która na ciebie zasługuje i będzie szczęśliwa, mogąc cię nazywać swoim chłopakiem. Przyrzekam.
Patrzył się na mnie tajemniczo swoimi orzechowymi oczami przez dłuższą chwilę. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zaraz je zamknął. Odchrząknął i znów odpalił silnik.
- Może. Póki co jej nie szukam.
Skinęłam głową i wysiadłam z samochodu, a potem obserwowałam jak odjeżdża z piskiem opon.




*Boys & Girls High School - liceum na Brooklynie, do którego uczęszczają bohaterowie

____________________________________________________________________
Witajcie po długaśnej przerwie! Bardzo was za nią przepraszam, ale w klasie maturalnej niestety brakuje czasu dosłownie na wszystko. Totalnie pochłonęły mnie nauka i próbne egzaminy, ostatnio był to ustny polski. Naprawdę postaram się pogodzić to z pisaniem i częściej publikować, jeśli tylko pokażecie, że na to czekacie! Komentujcie, obserwujcie i do zobaczenia niebawem. Miłej lektury! 
Ask --> @xmiss_nobody

3 komentarze:

  1. Kyle jest taki słodki i pomocny. Jest kolejną osobą, która chce pomóc Melanie uporać się ze stratą rodziców. Widzę też, że bohaterka zaczyna myśleć o tej stracie i nie zapija problemów. To dobrze. Fajnie, że Leon otworzył się choć trochę i pokazał, jaki naprawdę jest. Szkoda tylko, że przez jedną dziewczynę, on traktuje każdą jak przedmiot.

    Pozdrawiam i czekam na więcej.
    lenaskolowska.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. hejka! wpadłam tutaj, bo zaprosiłaś mnie na moim blogu. Nadrobiłam napisane przez Ciebie rozdziały, które strasznie mnie zaciekawiły. Na pewno będę tutaj wpadać.
    buźka

    OdpowiedzUsuń
  3. Troszkę mi się szkoda zrobiła Leona nie tylko z powodu zdrady przez Jie :c nie wiem tego dokładnie, taka moja teoria, ale pewnie jest zakochany/zauroczony w Mel. Jak dla mnie jest on w porządku, odwiózł ją do domu i wgl. Więc pogniewałam się na panią babcię, że powiedziała "źli ludzie" w stosunku do jej przyjaciół. W gruncie rzeczy źli nie są. Lubią imprezować, jak to młodzi, nie wszyscy, ale większość. Co do Marka to bym polemizowała z byciem w porządku, bo on bierze, a ja naprawdę nie przepadam za takim ludźmi. Z charakteru nie wydaję się być zły, ale jednak... Diane też jest super przyjaciółką.
    Kyle jest za to super! Jak dla mnie jest on niemal perfekcyjną postacią w Twoim opo :D sportowiec szkolny, do tego kapitan i nie jest ćwierćgłówkiem? Naprawdę, nie widziałam tego w żadnym filmie, ani nie czytałam w książce. Podoba mnie siem ;P
    Jest pomocny, chętny do zawierania znajomości(?)i uroczy :3 do tego inteligentny. I chyba, może, wpłyną jakoś podświadomie na Mel, że ta nie chciała pić, albo przez tamtą sytuację z pubu w 2-gim rozdziale.
    Anielko :D

    Pozdrawiam, weny i inspiracji :3
    anielskie-dusze.blogspot.com
    sekretna-dusza.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń