Przez kolejne trzy dni, kiedy propozycja Kyle'a cały czas zaprzątała moje myśli, robiłam coś niezwykle dojrzałego - unikałam go. Nie chciałam spotkać się z nim, zanim nie będę pewna, czego chcę. Rozważałam wszelkie za i przeciw, i choć czułam, że nie powinnam się z nim umawiać, nie mogłam wyrzucić go z mojej głowy. Westchnęłam, schodząc po schodach do kuchni.
- Babciu?
Kobieta parzyła właśnie czarną, mocną kawę - taką, jak lubiła. Odwróciła się, zerkając na mnie przelotnie.
- Tak?
- Myślałam nad tą kolacją z Leonem i Diane. Co byś powiedziała, gdybym zaprosiła ich na jutro? - Wyjęłam z szafki dwa kubki i nalałam nam gorącego napoju. Babcia spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem - nie byłam pewna czy szczerym.
- Dobrze, przygotuję coś smacznego. Jakieś rady?
Wzruszyłam ramionami, wsypując do kawy łyżeczkę cukru.
- Nie są na nic uczuleni, więc zjedzą wszystko, co ugotujesz. Jesteś w tym świetna.
Babcia znowu się uśmiechnęła, tym razem zdecydowanie szczerze, promiennie.
- Możesz mi pomóc, jeśli masz ochotę.
- Pewnie, że tak. - Pokiwałam głową, unosząc kąciki ust.
Upiłam łyk swojej kawy i poszłam z kubkiem do pokoju. Starałam się zająć pracą domową, ale w mojej głowie wciąż pojawiały się myśli o Kyle'u. Co powinnam zrobić? Zgodzić się na jego propozycję? Kiedy w poniedziałek szłam, by z nim porozmawiać, byłam taka pewna swojej decyzji. Wystarczyła chwila z nim i właściwie chciałam zmienić zdanie. Jeżeli spróbujemy tego układu, i nam nie wyjdzie, sytuacja stanie się niezręczna. Z kolei jeśli nie spróbujemy, wcale nie będzie lepiej. Tak naprawdę wszystko się skomplikowało, kiedy go pocałowałam. Gdyby nie to, nie mielibyśmy teraz żadnego problemu. Jednak zrobiłam to, dając mu jasno do zrozumienia, że też go lubię.
Westchnęłam, siadając na łóżku. Postawiłam kubek na parapecie i spojrzałam przez okno. Podobało mi się, że pokój został w ten sposób urządzony. Uwielbiałam przesiadywać na łóżku, jednocześnie mogąc obserwować ulicę. Było po dwudziestej pierwszej, więc ruch na Bedford Avenue zaczynał się zmniejszać. W małym domu na przeciwko mieszkało sympatyczne, starsze małżeństwo. Teraz zapalili świece w jadalni i dzielili się kawałkiem ciasta. Uśmiechnęłam się na ten widok. Babcia opowiadała mi kiedyś, że ci państwo są razem od prawie pięćdziesięciu lat, co było dla mnie nie do wyobrażenia, ale gdy tak na nich patrzyłam, to wszystko nabierało sensu. W jednej sekundzie powzięłam decyzję. Dlaczego miałabym nie spróbować? Muszę porozmawiać jutro z Kyle'em.
***
- Nasze liceum jest chyba oderwane od rzeczywistości - stwierdziła z przekonaniem Diane, kończąc swoje naleśniki.
Siedzieliśmy na stołówce, a ja rozglądałam się nerwowo w poszukiwania Kyle'a. Niestety nigdzie go nie widziałam.
- Dlaczego? - zapytał Mark.
- Błagam cię, w której szkole jedzenie jest jadalne? - Uniosła wysoko brwi. - Tutaj w dodatku świetnie smakuje.
- Może coś w tym jest. Dobra, ja spadam. - Chłopak wstał od stołu, zabierając swój talerz. - Mel, idzie twój kochaś.
- Co? - Rozlałam nieco wody na bluzkę. Brawo, Melanie! Dobrze, że to nie był jakiś sok albo herbata.
Mark się ulotnił, a ja zerknęłam na drzwi wejściowe. Rzeczywiście wszedł przez nie Kyle, w towarzystwie kilku kolegów z drużyny. Tak przynajmniej wywnioskowałam po sportowych koszulkach z napisem "B&G", które wszyscy mieli na sobie. Chłopcy poszli po jedzenie, a ja odwróciłam się do przyjaciół. Diane i Leon przyglądali mi się z zaciekawieniem.
- Dlaczego tak na mnie patrzycie?
- O co chodzi z Kyle'em?
- O nic. Mark plecie, co mu ślina na język przyniesie. Hej, chciałam was dzisiaj zaprosić na kolację. Będziecie mogli lepiej poznać moich dziadków. Pasuje wam dziewiętnasta? - Sprytnie zmieniłam temat.
Wykorzystałam okazję, że Marka nie było w pobliżu. On zdecydowanie nie przypadłby babci do gustu, a nie czułam się z nim na tyle związana, by w ogóle się o to starać.
- Pewnie, przyjdziemy. Kyle też będzie? - zapytał Leon, uśmiechając się ironicznie.
- Och, zamknij się. - Pacnęłam go w ramię i odeszłam od stolika, słysząc cichy śmiech przyjaciół.
Okrążyłam stołówkę, zerkając kątem oka na Kyle'a. Jadł właśnie swój obiad, więc postanowiłam poczekać na niego pod klasą. Wiedziałam, że po lunchu ma trygonometrię i - prędzej czy później - będzie musiał tu przyjść. Usiadłam na podłodze, opierając plecy o chłodną ścianę. Spojrzałam na plakaty wiszące na przeciwko. Kilka z nich zapowiadało najbliższe mecze lacrosse'a, jeden dwójkę uczniów grających w szachy, zapraszających chętnych do zapisania się do ich kółka, ale moją uwagę przykuł zupełnie inny, nieco przykryty innymi i wyblakły. Podniosłam się i zaciekawiona zdjęłam go z gablotki. Wielki napis na nim głosił:
"Nie wiesz jeszcze, co chciałbyś robić po ukończeniu szkoły? Pomożemy ci z wyborem!"
Pod spodem widniało kilka fotografii popularnych zawodów, a także jedno zdjęcie, które mnie tu przyciągnęło. Kobieta w okularach siedziała wraz z kilkuletnią dziewczynką z kucykami w jakimś przytulnym pokoiku. Wyglądało na to, że słucha uważnie opowieści małej. Zdjęcie dotyczyło zawodu psychologa.
- Melanie? - Usłyszałam za plecami głos Kyle'a i odruchowo schowałam plakat do torby.
- Cześć. - Odwróciłam się do niego. - Czekałam na ciebie.
Kyle taksował mnie wzrokiem, zaplatając ręce na piersi.
- Mam się bać?
- To zależy. - Uśmiechnęłam się nerwowo.
- Od czego? - Niebieskie tęczówki wciąż się we mnie wpatrywały.
- Czy boisz się ze mną umówić. - Wzruszyłam ramionami.
Nie musiałam długo czekać na reakcję chłopaka, jego twarz momentalnie rozpromienił szeroki uśmiech.
- Mówisz poważnie?
Przygryzłam dolną wargę.
- Tak.
Kyle znów się uśmiechnął, a ja po chwili zrobiłam to samo.
- Nie wierzyłem, że dasz mi się namówić. To może jutro? Co ty na to?
- Bardzo chętnie.
- Świetnie. Przyjadę po ciebie o osiemnastej, dobrze?
- Nie mogę się już doczekać.
Pożegnaliśmy się, gdy zadzwonił dzwonek, i poszliśmy na swoje ostatnie lekcje. Potem wróciłam autobusem do domu. Rzadko z niego korzystałam, zwykle jeździłam z Leonem, ale tego dnia chłopak miał dodatkowe zajęcia wychowania fizycznego. Chciał nabrać kondycji i zacząć przygotowywać się do egzaminów sprawnościowych do policji.
Weszłam do kuchni, z której dobiegał jakiś przyjemny, słodki zapach. Szybko zorientowałam się co to takiego, gdy zerknęłam na babcię. Stała obok piekarnika, w fartuchu oprószonym na przedzie mąką, obserwując rosnące ciasto.
- Miałyśmy to zrobić razem. - Oparłam się o framugę drzwi i założyłam ręce na piersi.
Babcia odwróciła się do mnie z uśmiechem na ustach.
- Nie mogłam się powstrzymać, poza tym ciasto powinno jakiś czas odpocząć po upieczeniu.
- Będą o dziewiętnastej. - Spojrzałam na nią, jakby szukając w jej oczach potwierdzenia, że naprawdę zgodziła się ich zaprosić.
- Dobrze, później zajmiemy się kurczakiem. - Kobieta pokiwała głową.
Uniosłam kąciki ust, wypuszczając powietrze z płuc. Wszystko będzie idealnie, musi być.
Zaniosłam torbę do swojego pokoju, wzięłam gorący prysznic, a potem zastanawiałam się, co ze sobą zrobić. Przez jakiś czas oglądałam w telewizji program kulinarny, ale stwierdziłam, że nie nauczę się z niego więcej, niż może pokazać mi babcia.
Zeszłam na dół i chwyciłam z wieszaka drugi fartuszek. Ciasto stało na blacie, przykryte ściereczką. Babci nie było, więc na nie zerknęłam. Ciemnobrązowy kolor, intensywny czekoladowy zapach. Brownie! Nie jadłam tego smakołyku już od dłuższego czasu, zatem bardzo się ucieszyłam.
- Ciasto dopiero po kolacji. - Babcia weszła do kuchni, grożąc mi palcem.
Momentalnie opuściłam ścierkę, czując się jak kilkuletnia dziewczynka, przyłapana na podjadaniu przed obiadem.
- Tak tylko spojrzałam. - Uśmiechnęłam się niewinnie. - Możemy robić kurczaka.
- Świetnie. Włóż ten fartuch i umyj ręce.
Spędziłyśmy w kuchni dużo czasu, przygotowując kolację. Dużo rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się i naprawdę dobrze się bawiłyśmy. Kiedy babcia wyjęła kurczaka z piekarnika, było mi niemal smutno, że to już koniec.
- Wygląda wspaniale. Na pewno im posmakuje.
- Och, już prawie dziewiętnasta. Idź się przebrać, kochanie.
Pokiwałam głową i popędziłam na górę. Wybrałam ciemne dżinsy oraz szary, kaszmirowy sweter, a później rozczesałam włosy. Kiedy schodziłam po schodach, usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Ja otworzę - krzyknęłam, zeskakując z ostatnich dwóch stopni.
- Cześć - powitali mnie przyjaciele, którzy najwyraźniej razem przyjechali.
- Hej, wchodźcie.
Leon trzymał w ręku mały bukiecik kwiatów - przypuszczałam, że to Diane je wybierała.
- Postanowiliśmy wkraść się nim w łaski twojej babci - powiedziała przyjaciółka, podążając za moim wzrokiem.
- Na pewno jej się spodobają. Zapraszam do jadalni.
Diane ruszyła przodem, a Leon zerknął na mnie z zagadkowym uśmiechem. Wyjął z bukietu jedną różową gerberę.
- To dla ciebie. - Podał mi kwiat.
Uśmiechnęłam się szeroko, kompletnie zaskoczona jego gestem.
- Dziękuję, jest piękna. - Przytknęłam ją do nosa, przymykając oczy. Pachniała kończącym się latem.
Weszliśmy do jadalni, gdzie Diane zdążyła się już przywitać z dziadkami.
- Dobry wieczór państwu. Proszę, to dla pani. - Leon wręczył babci kwiaty, a ona uśmiechnęła się, równie zaskoczona jak ja.
- Dziękuję, to bardzo miłe. Wstawię je do wody, a wy siadajcie.
Przyjaciele usiedli przy stole, a ja poszłam z babcią do kuchni. Znalazła dla mnie mały wazonik i szybko zaniosłam swoją gerberę na górę. Kiedy wróciłam, dziadek śmiał się z jakiegoś żartu Diane.
- Co was tak rozbawiło? - zapytałam, siadając obok Leona.
- Dee stwierdziła, że twój dziadek jest podobny do Harrisona Forda.
- Mówię śmiertelnie poważnie, panie Winchester. - Pokiwała energicznie głową.
Dziadek machnął na to ręką, wciąż zanosząc się śmiechem. Chwilę później babcia poprosiła mnie, bym pomogła jej przynieść kurczaka z ryżem. Postawiłyśmy półmiski na stole i wszyscy ochoczo zajęli się jedzeniem.
- Naprawdę pyszne, dawno nie jadłem tak dobrej, domowej kolacji. - Zachwycił się Leon. - Masz szczęście, że twoja babcia tak świetnie gotuje. - Szturchnął mnie w ramię.
- Twoja mama nic nie przyrządza? - zapytała babcia, a ja spojrzałam na nią z niemym pytaniem: "Co robisz?"
- Po prostu niezbyt często ma na to czas - Leon poprawił się na krześle.
- Rozumiem.
- To nie jej wina, ciężko pracuje i zwykle jest bardzo zmęczona. Dlatego to ja zacząłem przygotowywać jedzenie, ale oczywiście nie można tego porównywać z pani kuchnią.
- Och, czyli gotujesz? Naprawdę? - Babcia przyglądała mu się z niedowierzaniem.
- Trochę. - Wzruszył ramionami. - Nie jestem jakimś wybitnym kucharzem, ale da się zjeść moje potrawy. Robię bardzo dobrą pizzę, powinna pani kiedyś jej spróbować.
Babcia uśmiechnęła się do niego szczerze.
- Mam nadzieję, że mi się uda.
- Egzaminy końcowe coraz bliżej, zastanawialiście się już nad przyszłością? - zapytał dziadek z widelcem w ręku.
- Właściwie to tak. - Zabrała głos Diane. - Niedawno wygrałam konkurs fotograficzny i za kilka miesięcy wyjeżdżam do Londynu na warsztaty. Potem chcę otworzyć własne studio. - Była bardzo podekscytowana, jak zwykle, kiedy o tym mówiła.
- Warsztaty w Wielkiej Brytanii? - Dziadek zagwizdał cicho. - Duża sprawa. Na pewno rodzice są z ciebie dumni.
Zerknęłam na Diane, obawiając się jej reakcji. Jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
- Och, tak. Bardzo mnie wspierają.
Znałam ją na tyle dobrze by wiedzieć, że mówi prawdę. Posłałam jej uśmiech i pokiwałam głową, dając do zrozumienia, jak mnie to cieszy. Przyjaciółka odpowiedziała mi tym samym.
- A ty Leon? - Dziadek przeniósł wzrok na chłopaka.
- Zamierzam pracować w policji.
- Twoi przyjaciele mają niezwykle ambitne plany, Melanie. Chyba powinnaś wziąć z nich przykład. - Dziadek przechylił głowę.
Spojrzałam na wszystkich, uśmiechając się od ucha do ucha, bo to spotkanie przebiegało sto razy lepiej, niż przypuszczałam.
- Też tak uważam.
***
Po obiedzie nie mogłam już sobie znaleźć miejsca aż do wieczora. Denerwowałam się randką z Kyle'em, ale nie żałowałam, że się na nią zgodziłam. Postanowiłam dać mu szansę, to musiała być dobra decyzja. Przynajmniej na to liczyłam.
Przebierałam się kilka razy, aż w końcu zdecydowałam się na sukienkę w drobne kwiaty, skórzaną kurtkę, ciemne rajstopy i motocyklowe buty z cholewkami. W ten sposób udało mi się połączyć moje dwie odmienne natury: dziewczęcą i buntowniczą. Włosy zakręciłam lekko lokówką, zrobiłam delikatny makijaż. O siedemnastej piętnaście byłam już gotowa, i absolutnie nie wiedziałam, czym się zająć.
Zerknęłam na wazonik z różową gerberą od Leona, który stał na nocnej szafce. Kwiat intensywnie pachniał, tak że cały mój pokój nabrał przyjemnej woni. Uśmiechnęłam się. To był naprawdę miły gest ze strony mojego przyjaciela. Bardzo się cieszyłam z przebiegu kolacji, po której dziadkowie jeszcze długo rozmawiali o Leonie i Diane. Wydaję mi się, że naprawdę ich polubili, czyli wszystko poszło zgodnie z planem. Zatem jeden problem z głowy, to dobrze.
Kiedy wydawało mi się, że minęła już wieczność, zerknęłam na zegarek. Wskazywał pięć minut przed osiemnastą, więc chwyciłam przygotowaną wcześniej małą listonoszkę i popędziłam jak oparzona do drzwi. Powiedziałam dziadkom, że wychodzę, ale nie mówiłam im z kim. Nie chciałam póki co słuchać ich opinii, radości lub rozczarowań, zanim sama nie będę pewna, co nas z Kyle'em łączy. Na dworze z każdym dniem robiło się coraz chłodniej, ale dzisiaj, mimo że był już wieczór, temperatura powietrza przypominała raczej późne lato. Ucieszyło mnie to, chociaż i tak nie musiałam długo czekać na ganku. Zza rogu wyłonił się granatowy chevrolet, a następnie zatrzymał się na podjeździe. Kyle wysiadł z samochodu, nie gasząc silnika.
- Cześć, ślicznie wyglądasz - powiedział, stając schodek niżej ode mnie.
Chłopak miał na sobie ciemne spodnie i marynarkę, jego blond włosy opadały niesfornie na oczy. Odgarnął je niedbałym ruchem. Wyglądał cholernie atrakcyjnie i prawdopodobnie w ogóle nie zdawał sobie z tego sprawy.
- Dziękuje, ty również - rzuciłam, nie zdając sobie sprawy z tego, co właściwie powiedziałam.
Kyle zachichotał.
- Wyglądam ślicznie? No proszę, tego jeszcze chyba nie słyszałem.
Poczułam, jak krew napływa mi do twarzy. Czy naprawdę zawsze muszę powiedzieć mu coś głupiego?
- Kiedyś musiał być ten pierwszy raz. - Wzruszyłam ramionami, udając obojętność. - To gdzie jedziemy?
Kyle uśmiechnął się szeroko.
- Pomyślałem, że na pierwszą randkę najlepsze są najprostsze, sprawdzone rozwiązania. Co powiesz na kino, a później kolację?
- Jestem za. - Pokiwałam głową.
Blondyn otworzył mi drzwi samochodu, a potem zajął miejsce po stronie kierowcy. Kiedy odpalił silnik, jakoś przestałam się denerwować. Poczułam, że to dobry znak.
_______________________________________________________________
Jestem z kolejnym rozdziałem, mam nadzieję, że udanym. Dziękuję bardzo za każdy komentarz i ogromnie cieszę się z każdego nowego czytelnika. Liczę, że wszyscy zostaniecie tu do końca, a potem jeszcze dłużej haha :) Podoba mi się, że macie swoje teorie, lubicie poszczególnych bohaterów. Oby to się nie zmieniło! Jak zwykle proszę o komentarze :)
Do zobaczenia niebawem xx
ale mi narobiłaś (uwaga, leci klasy) smaka na kurczaka :D Cieszę się, że dziadkowie polubili Dee i Leona. Trzymam kciuki za randkę, choć lepiej byłoby gdyby zamiast Kyle'a był Leo :D
OdpowiedzUsuńbuźka
Super, że spotkanie z dziadkami wypadło tak dobrze. Teraz na pewno nie będą wytykać wnuczce, że zadaje się z nieodpowiednim towarzystwem.
OdpowiedzUsuńA Leon był taki uroczy z podarowaniem kwiatka.
No ale teraz najbardziej jednak ciekawi mnie Kyle i... Randka!
Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam!
To było naprawdę niedojrzałe, gdy Mel unikała Kyle'a. Dobrze, że zrozumiała swój błąd i się w końcu z nim umówiła.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że spotkanie z przyjaciółmi i wspólny posiłek z jej dziadkami tak dobrze wyszedł. Tylko co na ten temat myśli pominięty przez dziewczynę Mark? To mnie ciekawi.
Czekam na kolejny rozdział i sprawozdanie z randki. Pozdrawiam.
WITAM :D
OdpowiedzUsuńTak, wiem, że późno przybywam, ale połączenie szkoły, obowiązków i ubywającego czasu jest... chyba najgorszą mieszanką jaką natura i świat mogły stworzyć :/
Rozdział był jak najbardziej pozytywny, świetny i bardzo mi się podobał. Odczuwałam nawet nagromadzenie emocji podczas, niektórych fragmentów i napięcie, niepewność, aż żołądek mi się skręcał :o - słowem, bardzo dobrze napisane i rozplanowane :)
Przyznam się, że na początku po cichu sądziłam, iż to będzie kolejna dramatyczna historia z wątkiem romansu, która wyda mi się nudna po pewnym czasie i zacznie mnie odpychać, niektóre obyczajowe książki tak na mnie właśnie działają, ale nie. Pomyliłam się! I dobrze, hehe. Historia wciąga mnie coraz bardziej i nic nie wydaje się banalne czy typowe :)
Bardzo się cieszę, że Malanie postanowiła dać Kyle'owi szansę i umówiła się z nim. Moim zdaniem byliby bardzo dobrą, dopasowaną parą. Ciekawe jak przebiegnie ich randka ;)
I jestem pewna, tak na 90%, że kwiatek od Leona miał coś znaczyć, ale nie wiem, co. Ciągle wydaje mi się, że podkochuje się on w Mel, albo zauroczył się w niej, ale moim zdaniem też może to być tak, że jest dla niej jak brat i stara się ją chronić przed złem: ludźmi, wyborami, zachowaniem... Może po prostu jest też bardzo miłym przyjacielem? Naprawdę nie wiem do końca, o co z nim chodzi. Ale sprawia to, że przyciąga on czytelników, a w każdym bądź razie mnie, do swojej osoby. Jest w jakimś sensie intrygujący.
Ale i tak jestem team Kyle ;)
Strasznie się bałam tego jak przebiegnie obiad, i to było właśnie jedno z tych miejsc, gdzie żołądek mi się skręcał z nerwów. Ale wszystko poszło dobrze i tak samo jak Mel mogłam odetchnąć z ulgą! A później Kyle i wyjście na randkę... Nie mogę się kolejnego rozdziału doczekać :D jak tylko go wrzucisz, daj znać u mnie w SPAM-ie!!!
I wrócę do początku rozdziału, gdzie Mel aż kipiała sarkazmem opisując: "Przez kolejne dwa dni, kiedy propozycja Kyle'a cały czas zaprzątała moje myśli, robiłam coś niezwykle dojrzałego - unikałam go." - tak, to było bardzo niedojrzałe, ale cóż. Jest nastolatką z problemami jakby nie było, choć może się wydawać, że zostały one za nią. Ja ją rozumiem. Sama, kiedyś unikałam pewnego chłopaka ;__; . Mimo, że jest to niedojrzałe, to ludzkie. A to jak najbardziej dobrze. W końcu o to chodzi przy pisaniu powieści :)
I nie zauważyłam żadnych błędów :o GOOD!!! :D
To chyba na tyle...
Naprawdę świetny rozdział! :)
Pozdrawiam, weny i inspiracji :)
anielskie-dusze.blogspot.com
cieniste-senne-marzenia.blogspot.com
A, kiedy nowy rozdział??? c:
Usuńnawet mi nic nie mów o braku wolnego czasu! od kilku tygodni czuję się, jakby wszystko kręciło się wokół rozwiązywania arkuszy z rozszerzonej matematyki, ach te matury :)) w dodatku przez ostatnie dni byłam kompletnie odcięta od internetu. szczerze mówiąc, nie wiem kiedy pojawi się 8 rozdział, ale będę się starała jakoś znaleźć czas, by coś napisać między maturami. jeśli się nie uda - dopiero po egzaminach.
UsuńCześć!
OdpowiedzUsuńTrafiłam tutaj przypadkiem i nie żałuję. Historia mnie urzekła. Postaram się jak najszybciej nadrobić zaległości 🌸
I przy okazji zapraszam do siebie 😘
http://jeslikochasztomowx.blogspot.com/
Miłego dnia 💕
Pozdrawiam, Shoshano.